30/09/2018

Ewa

Projekt #odkrywamylubelszczyznę- oczekiwania VS rzeczywistość projektu. Czy damy radę kontynuować projekt? Trasa rowerowa przy Zalewie Zemborzyckim.

Projekt #odkrywamylubelszczyznę- oczekiwania VS rzeczywistość projektu. Czy damy radę kontynuować projekt? Trasa rowerowa przy Zalewie Zemborzyckim.

Nareszcie mamy dla was wpis z projektu OKRYWAMY LUBELSZCZYZNĘ. Mamy też zdjęcia, video, mnóstwo wrażeń ale i wniosków dotyczących samego projektu, o których dziś szeroko wam opowiemy. Dziś, zabieramy was na trasę rowerową dookoła Zalewu Zemborzyckiego! Dziś opowiemy wam, co jest dla nas najpiękniejsze ale i najtrudniejsze w tym projekcie bo nasze oczekiwania mocno zderzyły się z rzeczywistością.

Dla przypomnienia podaję wam link do wpisu, w którym opowiadamy o całym pomyśle na autorski projekt Odkrywamy Lubelszczyznę z Weehoo. Wpis na temat całego zamysłu jeśli chodzi o ten projekt rowerowy znajdziesz TUTAJ.

Jeśli śledzicie nas na Instagramie to jesteście z całym projektem, wrażeniami i opiniami na bieżąco. Wiecie też, że wyprawa nad Zalew Zemborzycki nie jest naszym pierwszym wyjazdem z projektu ale trzecią próbą zrobienia odpowiedniego materiału na bloga. Dlaczego? Posłuchajcie…

OCZEKIWANIA VS RZECZYWISTOŚĆ

Tak jak wspominałam na Insta wszystkim zajmujemy się sami. To oznacza, że sami wykonujemy zdjęcia, obrabiamy je, kręcimy filmy, nagrywamy Stories czy filmujemy z drona- wtedy najbardziej jesteśmy z siebie dumni. Taka praca i jej efekt końcowy jest dla nas motorem napędowym. Na taki wyjazd musimy więc zabrać całą masę potrzebnego sprzętu do nagrania video czy zrobienia odpowiednich ujęć. I tu zostaliśmy zderzeni z rzeczywistością. Żeby zrobić jedno ujęcie czy kilkusekundowe nagranie musimy być w to zaangażowani wszyscy. Zatrzymujemy się, ustawiamy sprzęt, robimy foto lub nagrywamy daną chwilę po czym zaraz trzeba po ten sprzęt wrócić. Nie zapominajmy o tym, że jesteśmy z trójką maluchów mających również swoje potrzeby jak i kaprysy. Projekt powstał po to żebyśmy czerpali z niego radość i satysfakcję. Nie możemy doprowadzić do tego, że taki wypad będzie dla nas frustrujący i stresujący na tyle, że nam się go odechce. Tak, lubimy konkretny efekt końcowy. Nie znoszę robić czegoś byle jak. Przez to też próbuję dotąd aż uda mi się zrobić coś, z czego jestem choćby zadowolona. Uwielbiam stały rozwój i realizowanie swoich pasji. Mimo, że projekt jest bardzo wymagający- ja to kocham! Uwielbiam się sprawdzać, przekraczać pewne swoje lęki i obawy, pokonywać swoje słabości, docierać drogą prób i błędów do zadowalającego efektu końcowego.

Długo by o tym mówić a ja nie jestem tu po to aby narzekać bo cały projekt oprócz tego, że jest oczywiście ogromnym wyzwaniem dla całej rodziny, a takie uwielbiamy, jest dla nas przede wszystkim ogromną przyjemnością, na którą sami się zdecydowaliśmy. Powstał on z chęci rozwoju, chęci rozpoczęcia aktywności fizycznej, chęci spędzania wspólnego czasu w inny, nietypowy sposób, z miłości do naszego regionu oraz chęci dzielenia się tymi zakątkami, urywkami tej codzienności i wzajemną motywacją z wami, naszymi czytelnikami, rodzinami, ludźmi takimi jak my.

Mimo wszystko musimy również pokazać wam drugą stronę medalu. Pokazać, że jazda rowerowa z dzieciakami różni się zupełnie od tej kiedy te kilometry pokonuje się samodzielnie lub w ekipie dorosłych osób. To zupełnie inny wymiar tej aktywności. Mało tego chcąc zrobić przy tym dobry materiał na bloga taki wyjazd to znowu jeszcze inna odsłona tej przyjemności. Połączenie przyjemności z pasją i pracą, którą się uwielbia jest jednak bezcenne. To właśnie daje nam blogowanie- wciąż odkrywamy swoje nowe możliwości, przełamujemy słabości, realizujemy swoje największe i najbardziej szalone pomysły- to jest to!

 


Bez dwóch zdań- największym wyzwaniem jest dla nas zatem techniczna strona tego projektu. 


 

Pierwsza nasza wyprawa to wyprawa w Lasy Kozłowieckie. Powiem wam, że jest to wymarzone miejsce dla rowerzystów. Więcej nie zdradzę bo mamy zaplanowany tam powrót i wykonanie materiału do posta. Pojechaliśmy tam samochodem i w środku lasu ruszyliśmy w trasę. Miejsce to nas na tyle zaintrygowało, że wróciliśmy tam ponownie na drugi dzień. To było również drugie podejście do zrobienia materiału na bloga. Po dwóch próbach i spędzeniu każdego dnia w tym miejscu kilku godzin, oprócz cudownych wspomnień i zajarania się totalnie całym projektem wróciliśmy z niczym. Mimo to, zgodnie stwierdziliśmy, że się nie poddajemy a żeby pokazać wam uroki tego miejsca, wrócimy tam jeszcze raz w pięknej, jesienno-złotej scenerii. Z tego miejsca obiecujemy wam materiał z tych zakątków Lubelszczyzny.

Kolejną wyprawą- już trzecią, był wyjazd do Kazimierza Dolnego. Pogodę mieliśmy przepiękną ale wszelkie inne okoliczności totalnie robiły nam na złość. Mała w trakcie podróży zaczęła straaasznie narzekać na brzuszek. Już po pół godziny jazdy samochodem zastanawialiśmy się czy w ogóle jechać dalej. Następne pół godziny szukaliśmy otwartej apteki… Potem, w miejscu, z którego mieliśmy ruszyć zobaczyliśmy… tłumy ludzi! Nie było żadnej opcji na kręcenie video czy zrobienie odpowiednich zdjęć. Następnie ruszyliśmy w stronę dawnej, znanej wioski rybackiej. Trasa była okropna, kamerka spadła nam z roweru i zwyczajnie nam się roztrzaskała! To był koszmar i zarazem koniec naszej wyprawy. Swoje jednak zobaczyliśmy- piękne widoki pokazywaliśmy wam m.in na Instagramie czy fanpage.

Wróciliśmy w totalnych nerwach i przekonaniu, że projekt przerósł nasze możliwości. Jednocześnie uczucia te mieszały się z totalną ekscytacją i dumą z tego, że jednak próbujemy oderwać się od schematu, że nam się chce, że dzieciaki świetnie dają radę i że rzeczywiście jazda w przyczepkach i wspólne wycieczki są i dla nich i dla nas mega frajdą. Dodatkowo licznik zrobionych kilometrów zawsze działał na nas motywacyjnie. Uśmiechy dzieciaków i prośby o dalszą jazdę były dla nas kopem, który dał do zrozumienia, że poddać się nie możemy a organizacja i sprawy techniczne są wyłącznie małą przeszkodą, którą zwyczajnie musimy pokonać.

Kolejnym impulsem do działania było to, że za każdym razem, ale to na serio przy każdej wyprawie i praktycznie na każdym kilometrze zatrzymywał się obok nas ktoś, kto pytał o nasze wyprawy. Ludzie dziwią się, że takie przyczepki w ogóle istnieją. Robią im zdjęcia, pytają o różne kwestie techniczne. Podziwiają, że w piątkę dajemy radę, że nam się chce! To na serio jest mega miłe!

 


Po wielu przegadanych godzinach na temat projektu postanowiliśmy zacząć raz jeszcze, od nowa, z zupełnie innym nastawieniem i oczekiwaniami.


 

Postanowiliśmy podejść do tematu z innej strony i ruszyć na kolejną wycieczkę rowerową z miejsca, które jest nam bliżej znane. Chociaż nigdy nie byliśmy na trasie rowerowej przy Zalewie Zemborzyckim bardzo często jeździliśmy nad zalew żeby po prostu wypocząć. Przygotowaliśmy specjalne torby na sprzęt, zorganizowaliśmy jedzenie z myślą o przerwach na piknik i ruszyliśmy z naszego ulubionego miejsca, które jest dość rzadko odwiedzane przez ludzi. Jednocześnie wiedzieliśmy, że gotowa trasa rowerowa nie może zaskoczyć nas niczym specjalnym. Wiedzieliśmy, że ruszając z punktu A wrócimy do niego bez problemu. Poza tym Zalew Zemborzycki jest niedaleko nas, nie musieliśmy pokonywać kilkudziesięciu kilometrów, żeby potem wrócić sfrustrowani, że nic z tego nie wyszło. To była najlepsza decyzja jaką mogliśmy podjąć.

Nastawiliśmy się piękną przygodę i bez stresu i presji podjęliśmy kolejną próbę. Wiedzieliśmy, że jeśli tym razem już nam się nie uda to projekt Odkrywamy Lubelszczyznę będzie naszą wielką porażką, do której po prostu będziemy musieli się przyznać…

Tymczasem… udało się! Udało się przejechać 20 km, z trojką maluchów i zjechać cały Zalew Zemborzycki dookoła. Wyjechaliśmy i wróciliśmy z całym sprzętem. Zrobiliśmy wspaniały, rodzinny piknik… Pokazaliśmy dziewczynkom wspaniałe zakątki i miejsca po drodze. Zrobiliśmy zdjęcia, nakręciliśmy video a przy tym wszystkim mieliśmy całe mnóstwo frajdy i radochy z bycia razem. Nareszcie zrealizowaliśmy to tak, jak od początku tego chcieliśmy! Wnioski jakie wyciągnęliśmy z poprzednich wycieczek okazały się nieocenione.

Projekt Odkrywamy Lubelszczyznę uważamy za otwarty! To wspaniałe móc spędzać czas rodzinny, z najbliższymi a przy tym wszystkim jeszcze realizować nasz plan i pomysł na autorski projekt na blogu. To niesamowite otworzyć nowy etap w swoim życiu. Aktywnie spędzony czas w pełnym składzie to jest to czego do tej pory nam brakowało. Dziś wiemy, że niedzielny wypad nad zalew to dopiero początek pięknej, rowerowej, rodzinnej przygody. Po tym wyjeździe mamy ochotę na więcej- na więcej kilometrów, na nowe trasy, na nowe, nieznane nam miejsca naszego regionu…

Kilka słów o trasie dookoła Zalewu Zemborzyckiego:

Trasa ta powstała stosunkowo niedawno. Przemyślana jest w ten sposób, aby brzegiem zalewu zjechać ten teren dookoła. Moim zdaniem jest idealnie dostosowana zarówno dla początkujących jak i bardziej zaawansowanych rowerzystów. Mamy na niej dwa pasy- rowerowy i spacerowy. Możecie zatem bez problemu zwiedzić te tereny pieszo. Ludzi jest całe mnóstwo! Momentami rzeczywiście trzeba uważać żeby spokojnie kogoś ominąć, wyprzedzić, aby się z nikim nie zderzyć. Jest mnóstwo zawodowców ale i cała masa rodzin z dziećmi, które jednak czasem mogą niespodziewanie skręcić :). Trasa jest wspaniale oznaczona i nie ma możliwości żeby się zgubić, nieodpowiednio skręcić czy zdezorientować. Jej stopień trudności możemy spokojnie określić łatwym choć jest po drodze kawałek trasy, która prowadzi przez las. Tam trzeba skupić się bardziej, uważając np. na wystające konary drzew. Widoki z tego miejsca wynagradzają natomiast wszystko!

Po drodze możemy znaleźć miejsca na zorganizowanie pikniku czy zwyczajny odpoczynek z pięknymi widokami na Zalew. Na trasie nie brakuje również barów i miejsc gdzie można zatrzymać się na obiad czy deser. Jeśli jedziecie z dzieciakami, znajdziecie również place zabaw, na których dzieci mogą poszaleć.

Uważam, że trasa nad Zalewem Zembrzyckim to świetna propozycja i dla spacerujących i dla osób aktywnych na rowerach, hulajnogach, deskach czy po prostu biegaczy. To idealna opcja na aktywne spędzenie wolnego czasu. Dla nas okazała się rewelacyjnym startem. Mogliśmy spokojnie przygotować się do wycieczki i obmyśleć plan na przyszłość. Poznaliśmy blaski i cienie rodzinnych wyjazdów ale dziś wiemy jak się do nich odpowiednio przygotować by czerpać z nic jak najwięcej pozytywnych emocji. Mało tego, mamy wielką ochotę wrócić na tą trasę zimą 🙂

Jak sprawdziły nam się przyczepki rowerowe Weehoo na tej trasie?

Tak jak wspominałam wcześniej i tym razem nasze przyczepki robiły istną furorę. Całe mnóstwo czasu spędziliśmy właśnie na rozmowach na ich temat z innymi rowerzystami. Dziwię się, że nawet zaangażowani i zawodowi jak dla mnie rowerzyści nie mieli pojęcia o ich istnieniu. Robili zdjęcia, brali namiary a nawet bacznie obserwowali sprzęt podczas jazdy jadąc jakiś czas obok nas. Byli to zazwyczaj starsi, uprawiający sport ludzie, którzy koniecznie musieli poinformować o takim sprzęcie swoje dzieci i wnuki 🙂 Druga część zainteresowanych to młodzi rodzice, dla których taki widok był niejednokrotnie pozytywnym szokiem. Pytali, machali nam, krzyczeli do nas życząc powodzenia w dalszej jeździe. To było super fajne! Ale, ale! Na trasie widzieliśmy z daleka jedną Panią, która jechała z synkiem dokładnie taką samą przyczepką co ja z Dominiką 🙂

Przyczepki sprawdzają nam się rewelacyjnie. Podczas jazdy dziewczynki czują się bardzo komfortowo. Kinga dzielnie pomaga tacie pedałować a mała Dominika wspaniale obserwuje otoczenie. Powiem wam szczerze, że podczas jazdy nawet nie bardzo czuje się ten ciężar. Opór powietrza przy jednośladowej przyczepce jest też dużo mniejszy. Mocowanie przyczepek jest baaardzo solidne także tu nie ma żadnych obaw. Przyznam, że dodatkowe schowki zamontowane w przyczepkach to dla nas zbawienie! Dziewczynki chowają tam sobie swoje ulubione zabawki, picie czy mokre chusteczki. Na stronie Weehoo widzieliśmy również dodatkowe daszki, które można montować do przyczepki aby skryć twarz od słońca czy nagłego deszczu. Zdecydowanie musimy pomyśleć o takim rozwiązaniu dla dziewczyn. Dziewczynki bez problemu wytrzymują kilkugodzinną jazdę, mała Dominika nawet zasnęła nam w pewnym momencie podczas jazdy- myślę więc, że jazda w przyczepkach rowerowych Weehoo to dla nich niezły relaks 🙂

Podsumowując…

20 rodzinnych kilometrów za nami! Wycieczka nad Zalew Zemborzycki dała nam dystans, którego potrzebowaliśmy. Nasze oczekiwania i ambicje musiały zderzyć się z rzeczywistością. Nie wszystko da się idealnie zaplanować ale wiecie co? Kilka nieudanych prób nie oznacza porażki. Wynieśliśmy z tego lekcję i dzięki niej mogliśmy zebrać siły by lepiej przygotować się do kolejnego podejścia. Cieszę się, że nie zrezygnowaliśmy, że się nie poddaliśmy. To mocno budujące. Nowa zajawka rowerowa okazała się silniejsza. Radość z tej aktywności, z bycia razem, możliwości pokazania dzieciakom innych opcji spędzania wolnego czasu a przy tym pokazywania piękna naszego regionu jest warta wszelkich emocji, nawet tych, w których wątpiliśmy, że coś z tego będzie. Dziś wiemy, że to dopiero początek pięknej, rowerowej przygody, podczas której rodzinnie będziemy odkrywać piękno Lubelszczyzny. Trzymajcie za nas kciuki i do zobaczenia na trasie!

*Partnerem projektu Odkrywamy Lubelszczyznę jest firma Weehoo- przyczepki roweroweZ Dominiką jeździmy tą przyczepką tutaj klik a dziewczynki śmigają dokładnie tą- zobacz podwójną przyczepkę Weehoo

autorskie projekty lubelszczyzna projekt odkrywamy lubelszczyznę przyczepki rowerowe rowery trasa rowerowa weehoo wycieczki rowerowe zalew zemborzycki

Zobacz również

O nas

Witaj na najpopularniejszym blogu rodzinnym na Lubelszczyźnie.
Nasz blog to lifestylowy blog rodziny wielodzietnej, która pewnego dnia postanowiła spełnić swoje marzenia a to miejsce ma być początkiem tej niesamowitej historii...
Witaj na blogu Ewy, Łukasza, Kingi, Weroniki i Dominiki - rodziny, która dzięki temu miejscu odkryła wspólne pasje i zainteresowania.