22/08/2017

Ewa

Witaj Świecie, witajcie WY!

Witaj Świecie, witajcie WY!

Przyszła ta pora, kiedy mogę napisać do was pierwszy wpis po powrocie ze szpitala. Mogę ogłosić tu cudowną nowinę i podzielić się z wami wszystkimi emocjami, które nie opuszczały nas przez ostatnie dni. To były wyjątkowe chwile. Jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne, tak bardzo nowe… choć mogłoby wydawać się przecież, że będą już nam tak dobrze znane, tak bardzo przewidywalne… Nic bardziej mylnego.

Witaj Świecie, witajcie Wy!

17 sierpnia 2017 roku o godzinie 21.10 przyszła na świat ONA… Mała istota, małe dzieciątko… Nasza trzecia córka- Dominika. Dopiero co przekazywaliśmy wam radosną nowinę o ciąży a dziś pełni radości, szczęścia i nieopisanych emocji pokazujemy wam nasze trzecie dziecko.

Chyba nigdy nie zapomnę końcówki tej ciąży i pożegnania z dziewczynkami przed tym Wielkim Dniem.

Z racji tego, że Dominice nie spieszyło się mocno na ten świat zgodnie stwierdziliśmy, że ostatni tydzień przed porodem a już na pewno nocki dziewczynki będą spędzać u dziadków. Czuliśmy się tym sposobem bezpieczniej. W razie rozwinięcia sytuacji w nocy nie trzeba byłoby budzić i szykować dzieci lub wołać kogoś w środku nocy do nich co znacznie przedłużyłoby nam rozwój sytuacji. Przyznam, że pod koniec ciąży już nieźle panikowałam. Żadnego porodu nie bałam się tak bardzo jak właśnie tego, trzeciego. Bałam się, że akcja rozkręci się kiedy Łukasz będzie w pracy, bałam się, że nie zdąży dojechać, bałam się, że nie będzie kto mnie miał zawieźć do szpitala, bałam się, że nie zdążę ogarnąć dzieci.

Do tego każdy dzień po terminie dłużył mi się do granic możliwości. Dochodził do tego okropny ból kręgosłupa, z którym od dawna mam problem oraz wszelkie inne dolegliwości, które zwyczajnie utrudniały mi już codzienne funkcjonowanie. Zresztą.. powiem wam, że wszystkie moje ciążowe końcówki dawały mi ostro popalić. Odbijało się to na moim samopoczuciu, odbijało się to na Łukaszu. Wszystkiego miałam dość a już najgorszym chyba uczuciem było dla mnie mocno odczuwalne ograniczenie. Chciałam być tu, chciałam być tam.. Robić to czy tamto. Nie mogłam też z tego powodu złapać niektórych ciekawych projektów związanych z blogiem co również mnie dobijało, tym bardziej, że w ostatnim czasie mocno przyspieszyłam tempo swojego życia, ciągle coś się działo i czułam się z tym jak ryba w wodzie. Kiedy więc przyszły gorsze dni czułam się z tym na prawdę kiepsko. Marzyłam już o wyjściu, spacerach, pobycie z rodziną na działce.. marzyłam o jakimś wyjeździe, robieniu nowych wpisów bo pomysły wtedy kłębiły się w głowie jak nigdy. Ale wtedy właśnie nie było na to ani czasu, ani siły.

Wracając do naszego pożegnania z dziewczynkami, którego powiem wam szczerze, nie zapomnę chyba do końca życia. Dziewczynki spakowane, butki już ubrane a mi po prostu łzy same napływały do oczu. Kiedy Kinga to zobaczyła wróciła się i mocno przytuliła. Za nią przyszła też Weronika. Takiego uścisku Kingi nie pamiętam z żadnej sytuacji. Był tak mocny, tak wyjątkowy, że zapadnie w mojej pamięci na długo. Mocno wtuliła się we mnie nie mogąc się potem oderwać. Ciągle powtarzała jak bardzo kocha, jak bardzo będzie tęsknić i czekać. Nasze emocje sięgnęły wtedy zenitu. Kinga wydała mi się wtedy taka duża, taka rozumna, taka mądra. Wiedziałam, że będę to jeszcze długo przeżywać. Wtedy tez obiecałam jej, że dowie się jako pierwsza o przyjściu swojej siostry na świat- słowa dotrzymałam- Kinga dostała telefon jeszcze z porodówki, dosłownie kilka minut po porodzie… Przyznam, że nawet teraz, kiedy opisuję wam tą sytuację nie potrafię powstrzymać emocji. To była dla mnie chwila wyjątkowa, której już nigdy nie powtórzymy ale i nigdy nie zapomnimy.

Potem nastała jeszcze dłuższa niż wydający się dzień-noc. Nie mogłam się skupić, nie mogłam przestać myśleć. Nigdy nie byłam w sytuacji kiedy do porodu idę jak na umówioną wizytę ginekologiczną. I za pierwszym i za drugim razem moment ten był dla mnie zaskoczeniem i jedną, wielką niewiadomą. Wszystko działo się szybko, nie było więc czasu na rozmyślanie i żadne analizowanie. Tym razem było całkiem inaczej. Po godzinie 15 miałam pojawić się w szpitalu… Szereg badań, rozmowy, ustalenia i czekanie na pierwsze skurcze. Pojęcia nie miałam kiedy nadejdą ani jak potoczy się cała sytuacja. To właśnie chyba przerażało mnie najbardziej. W ostatniej chwili wydawało mi się nawet, że może powinnam zwyczajnie poczekać aż sytuacja rozkręci się sama…

Skurcze nadeszły szybciej niż bym się tego spodziewała. U boku pojawił się zaraz mój doktor, który prowadził całą ciążę a tuż obok najlepsza położna na świecie, pani Jadzia. Czułam, że jestem więc w najlepszych rękach. Wtedy też zrozumiałam, że zaraz na świecie pojawi się nasze maleństwo a my będziemy szczęśliwymi rodzicami trzech księżniczek. Podobno byłam dzielna 🙂 Łukasz towarzyszył mi dosłownie na każdym etapie porodu, trzymał za rękę, pomagał, wspierał i udzielał się kiedy był o to proszony. Mama również nie zawiodła. Z racji tego, że na ginekologii przepracowała cały szmat czasu i dobrze znała cały personel poprosiłam ją aby była w tej chwili przy nas. Pomagała jak tylko mogła. Widziałam też jej emocje… Lepiej nie mogłam tego wszystkiego przeżyć.

O godzinie 20.20 trafiłam na porodówkę a o 21.10 mogliśmy usłyszeć już pierwszy krzyk swojej córki. Emocje ponownie dały o sobie znać. Takiej chwili i takiego widoku nie zapomina się do końca życia. Byłam najszczęśliwszą mamą na świecie. W oczach Łukasza widziałam dumę, radość, szczęście i całą mieszankę wszystkich innych pozytywnych emocji. Wtedy też pomyślałam…”Jak kiedyś mogliśmy nie myśleć o trzecim dziecku?” To była jedna z najlepszych i najcudowniejszych decyzji w naszym życiu.

Kiedy leżałyśmy już na sali myślałam, że bardziej szczęśliwym to już chyba być nie można. Na świecie pojawiła się ONA, u boku stał mąż. Myślami byłam z moimi córkami. Wszystko na raz, wszystko w jednym momencie. Wtedy zrozumiałam, że najlepszy etap naszego życia jest dopiero przed nami…

Z tego miejsca DZIĘKUJEMY wszystkim i każdemu z osoba. Za wsparcie, za kciuki, za wszystkie wiadomości. Za każde słowo otuchy, które choć tylko wirtualne to tak bardzo pomocne. Zaskoczyliście i wzruszyliście nas każdą taką reakcją. Na prawdę nie sposób uwierzyć w to jak bardzo czujemy się z wami blisko choć tak na prawdę może nie być nigdy dane nam siebie zobaczyć, dotknąć czy spojrzeć sobie prosto w oczy. Staram się za każdym razem podkreślać to i o tym wspominać- każda osoba, każda reakcja, każdy odzew z waszej strony to dla nas AŻ, AŻ, AŻ… aż jedna osoba, aż jedna reakcja, aż jeden odzew. Wspólnie tworzycie z nami to miejsce, które z dnia na dzień rośnie w siłę- naszą, wspólną, wyjątkową.

Dziękuję mamie za całe wsparcie i pomoc w tych ciężkich i tych najbardziej radosnych chwilach. Dziękuję babci Eli, która wzięła pod swe skrzydła dziewczynki i zajęła się nimi najlepiej jak mogła. Dziękuję całemu personelowi naszego szpitala… Dziękuję Łukaszowi- za każde ostatnie chwile, które dzieją się w naszym życiu. I swoim dzieciom, również dziękuję.

Dzisiejszy wpis wypełniają emocje… i ona.

Nasza córka Dominika.

Nic więcej nie jestem już w stanie napisać…

 

ciąża dziecko Parenting poród rodzicielstwo

Zobacz również

O nas

Witaj na najpopularniejszym blogu rodzinnym na Lubelszczyźnie.
Nasz blog to lifestylowy blog rodziny wielodzietnej, która pewnego dnia postanowiła spełnić swoje marzenia a to miejsce ma być początkiem tej niesamowitej historii...
Witaj na blogu Ewy, Łukasza, Kingi, Weroniki i Dominiki - rodziny, która dzięki temu miejscu odkryła wspólne pasje i zainteresowania.