Daaawno nie oglądaliśmy z Łukaszem na spokojnie jakiegoś filmu. Nie mówię tu nawet o kinie bo na chwilę obecną zorganizowanie takiej wyprawy nie wchodzi w grę ale chodzi mi o spędzenie wieczoru właśnie w taki sposób. Kiedyś umawianie się na filmowe wieczory było dla nas tradycją. Jako para spotykaliśmy się co tydzień „na film”. Było to naszym cotygodniowym rytuałem i do dziś wspominam te fantastyczne czasy. Później długo jeszcze stosowaliśmy tą zasadę ale kiedy z roku na rok przybywało wciąż nowych obowiązków to albo nie było już na to siły, albo ochoty albo zwyczajnie musieliśmy wykorzystać ten czas w inny sposób.
W ostatnią sobotę coś nas jednak naszło… Dzieciaki poszły spać, nasze sprawy związane z blogiem były już jako tako ogarnięte, mieszkanie też w miarę wyglądało, na budowie porobiliśmy mnóstwo porządków, zaraz po tym zrobiliśmy zakupy z czego większość była słodyczami…. w domu cisza i spokój. Aż dziwnie nam się zrobiło. Usiedliśmy i zaczęliśmy zastanawiać się czy na serio wszystko to co miało być do zrobienia zostało zrobione czy zwyczajnie coś przeoczyliśmy.
Jak nigdy siedliśmy przed telewizorem. Oba komputery pozamykane, telefony odłożone na bok, śpiące dzieci i to dziwne trochę poczucie, że nic pilnego nie mamy już do zrobienia. Od razu przypomniały nam się dawne czasy. Zapaliliśmy świece, naszykowaliśmy sobie ogroooooomną porcję lodów z bitą śmietaną i postanowiliśmy znaleźć jakiś fajny, luźny film. Dwa pierwsze zostały odrzucone po pierwszych 5 minutach oglądania… kiedy mieliśmy już odpuścić trafiliśmy na świetnie zapowiadającą się komedię.
„Złe mamuśki” bo o takim właśnie tytule wybraliśmy komedię na sobotę to idealna propozycja dla każdego rodzica! Ile mieliśmy przy tym śmiechu i zabawy! Totalnie wyluzowaliśmy się śmiejąc się przy tym sami z siebie.
Mam dla was zatem coś, co zwyczajnie musicie zobaczyć!
Ale żeby nie było, kilka słów na zachętę choć z miejsca gwarantuję wam świetną zabawę przy tej pozycji. „Złe mamuśki” to opowieść o trzech przepracowanych ale przede wszystkim niedocenianych mamach, które pewnego dnia postanawiają odmienić swój los. Porzucają swoje codzienne obowiązki właśnie po to aby w końcu choć trochę poczuć tak upragnioną wolność i niezależność. Walczą ze stereotypami, facetami, którzy nie widzą ile pracy wkładają w każdy dzień ich rodzinnego życia ale przede wszystkim stają naprzeciw wszystkim „idealnym” mamusiom, które na każdym kroku podkreślają swój perfekcjonizm.
O tej komedii mogłabym napisać 5 stron. Ale totalnie nie chcę psuć wam zabawy z oglądania tego filmu zdradzając wszystkie losy bohaterek. „Złe mamuśki” to nie tylko komedia dla przepracowanych czy niegodzących się ze swoim losem mam. To również świetna propozycja dla ich facetów, która w przezabawny sposób pokaże im jednak ile pracy wkładają w każdy swój dzień. Łukasz śmiał się dosłownie w każdej minucie tego filmu ale rzeczywiście na koniec przyznał, że jako mamy jesteśmy niezastąpione 🙂
Cały film oczywiście najlepiej potraktować z przymróżeniem oka ale rzeczywiście muszę wam przyznać, że przedstawione w nim historie kobiet to nierzadko rzeczywistość niejednej z nas. I tu jednak warto wyciągnąć wnioski z niektórych sytuacji. Doceniajmy siebie, swoje poświęcenie, swoją pracę, chęci, starania…
Nie stawajmy jednak w wiecznych wyścigach na najlepszą mamę na świecie. Bo tu nie ma jednego medalu. Jest ich tyle, ile jest nas!
Oj coś czuję, że znowu wkręcimy się w filmy. Wspaniale spędziliśmy ten wieczór. Tym samym co jakiś czas na pewno podrzucać wam będziemy ciekawe tytuły i propozycje 🙂 „Złe mamuśki” potrafią i zainspirować i rozbawić i pouczyć! Koniecznie musicie to zobaczyć! Dajcie też znać jak wasze wrażenia a może już oglądaliście?