Budowa domu to bez wątpienia ogromne przedsięwzięcie. Mówi się, że to taki wór bez dna- zawsze jest mało, zawsze trzeba dołożyć. Poza tym chyba każdego inwestora, który buduje dom po raz pierwszy szokuje ilość wydatków… nieprzewidzianych. Oooo tak to jest w tym wszystkim najgorsze. Bo o ile wiesz ile płacisz za projekt domu, zapoznajesz się z jego kosztorysem, o ile jesteś w stanie przewidzieć ile zapłacisz za robociznę i to w jakich cenach chcesz się zmieścić w czasie urządzania domu o tyle w życiu nie przewidzisz dodatkowych kosztów, które jednak spotykają Cię podczas wszystkich tych etapów. Papierologia, dodatkowe sprzęty, gwoździe, gwoździki i tak dalej. Mało tego jeszcze ciekawiej kiedy w trakcie budowy wpadasz na genialne zmiany, bez których wydaje Ci się, że się nie obędziesz- wtedy nie ma opcji znowu musisz wyłożyć kasę. Płacisz albo za dodatkowe bajery, albo za to, że musisz coś popsuć, żeby zrobić coś na nowo. Jeszcze gorsza sytuacja kiedy ktoś ci coś spartaczy… Bez wątpienia budowa domu to właśnie ten przysłowiowy wór bez dna.. W naszym przypadku od razu doliczyliśmy sobie koszta dodatkowe tyle, że… one okazały się jeszcze dwa razy większe. Masakra, co?
–Musicie oszczędzać każdy grosz! – Nie stać was na to! – Musicie z tego zrezygnować! – A dajcie sobie z tym spokój, budowa najważniejsza! – Wakacje to musicie odpuścić! – Zakupy? Jakie zakupy, stać was? Przyjęcie, dajcie spokój urządzicie jak się już pobudujecie! – Nowe buty? Teraz kiedy macie budowę? -Wycieczka dziecka? Przesada! -Idziesz na paznokcie, no nie wiem…ja na Twoim miejscu….. Tyle, że na moim miejscu nikt inny nie jest.
Czy decydując się na budowę domu decydujesz się na totalną rezygnację z życia poza placem budowy? Czy musisz sobie odmawiać wszystkiego? Wycieczki, wakacji, urządzenia przyjęcia, spotkania ze znajomymi, dobrego wina, nowej pary spodni, nowej torebki, kupienia dziecku zabawki, zrobienia paznokci czy kupienia swoich ulubionych perfum?
Czy oszczędzanie każdego jednego grosza, każdej złotówki, dziesiątki czy setki sprawi, że będziesz szczęśliwszy? Czy sprawi, że będziesz bliżej celu? Tylko co jest Twoim celem?
Czy Twoim celem jest wprowadzenie się do swojego lokum po tym jak na nic nie było Cię stać przez ostatni rok, dwa czy pięć? Czy Twoim celem jest rezygnacja ze wszystkich swoich przyjemności byle by tylko mieć już ten dom? Czy świadomie chcesz zrezygnować z najmniejszych choćby radości by udowodnić sobie ile jesteś w stanie przetrwać, ile jesteś w stanie poświęcić dla tego budynku?
Mi też zależy na tym aby w końcu mieszkać u siebie. W swoim domu… Ja też marzę już o tym by się tam wprowadzić, by sobie wszystko pięknie urządzać… Też chcę cieszyć się swoimi ścianami, swoją podłogą, swoim dachem nad głową, swoim kawałkiem nieba… Ale nie kosztem swoim, nie kosztem mojego męża, moich dzieci ani naszych wspólnych chwil. Też chcę z tą uciec ale nie za wszelką cenę.
Też mam dość mieszkania na stancji. Wiecznego mieszkania u kogoś. Korzystania z czyjegoś domu… Też mam dość płacenia miesiąc w miesiąc mnóstwa kasy za coś co kiedyś zostawię daleko za sobą. Mimo wszystko uważam, że ten czas był… jest nam również potrzebny.
Kiedy stanęliśmy w beznadziejnym punkcie naszego życia myśląc, że ten rok nie przyniesie nam niczego dobrego, z przeświadczeniem, że żadne nasze plany zwyczajnie nie wypalą, że wszystko trzeba będzie odwołać, zmienić, na nowo ułożyć, na nowo wymyślić, na nowo rozpocząć… życie ponownie wywróciło się do góry nogami. Dziś rok, w którym nic dobrego, fajnego, ciekawego nie miało się wydarzyć, okazuje się czasem wyjątkowo dobrym, angażującym, mocnym, aktywnym. Tyle dzieje się teraz dobrego, tyle niesamowitych rzeczy nas spotyka, tyle przygód, wyzwań, nowych możliwości!
Mało tego uważam, że sami sobie potrafimy je wypracować, stworzyć, wynaleźć. Budowa domu to nie jest cel końcowy waszego życia. To nie jest ten cel, dla którego warto rezygnować ze wszystkiego innego bo wtedy nie zyskujesz! Wtedy właśnie tracisz jeszcze więcej niż Ci się wydaje!
Ty rezygnujesz ze swoich przyjemności, Twój partner czy partnerka ze swoich, wasze dzieciaki też muszą ponieść różne konsekwencje waszych decyzji… Nie macie czasu ani dla siebie ani na siebie. Na własne życzenie rezygnujecie z cudownych chwil, cudownych przeżyć, własnych uśmiechów, zadowolenia, szczęścia, mniejszych czy większych radości.
To nie jest absolutnie tak, że nas stać na wszystko. Że podczas budowy naszego domu niczego sobie nie odmawiamy. Rezygnujemy na prawdę z wielu fajnych rzeczy czy fajnych przygód. Mimo to znaleźliśmy sobie w tym wszystkim jakąś harmonię. Wiemy na ile możemy sobie pozwolić a co odpuścić zwyczajnie musimy. Mało tego bardzo często decydowaliśmy się na wydatki, które bez wątpienia oddalały nas od tego celu „posiadania”. Były to jednak w pełni świadome decyzje a ich konsekwencje bierzemy na siebie z pełną odpowiedzialnością. Nie raz jest tak, że pieniądze przeznaczone na budowę wydajemy na coś innego. Mimo to wiemy, że taka decyzja zaprocentuje w przyszłości ale liczyć się musimy również z tym, że w końcu na coś związanego z tą budową nam jednak zabraknie.
I tego jak postąpić macie, musicie czy powinniście tego wam nikt nie może ani nawet nie ma prawa mówić. To wy musicie być w pełni świadomi swoich postanowień czy decyzji. Oczywiście nie wszystkie konsekwencje da się przewidzieć. Czasami nawet trzeba zaryzykować, czasami odnieść porażkę, czasami cofnąć się o krok w tył.
Dziś jednak muszę wam powiedzieć, że w życiu nie zamieniłabym naszych wyjść, wyjazdów czy choćby kupionej dziecku zabawki, którą mogliśmy sobie przecież darować na coś innego. Na ten zaoszczędzony pieniądz. Pieniądz tak ważny na tym etapie życia ale nie najważniejszy.
Ja mogę poczekać na nową lodówkę, kanapę, nawet kuchnię czy schody. Mogę zamieszkać w mniej lub bardziej spartańskich warunkach. Nie muszę mieć wszystkiego od razu. Ja nawet tego nie chcę mieć jeśli oznaczać ma to to, że muszę rezygnować z chwil, które zaraz nam umkną, które już nigdy się nie powtórzą. Nie decydowałam się na budowę domu, za którą nasza rodzina musi płacić taką cenę.
Znam rodziny, dla których budowa domu była stawiana ponad wszystko. Nie zazdroszczę im. Nie mam czego. Bo czego mam zazdrościć? Tego, że są już u siebie? My też będziemy, nie teraz to za miesiąc, nie za miesiąc to za pół roku, nie po sześciu miesiącach to za rok. A tego co w tym czasie przeżyję, z czego będę się cieszyć, co zobaczę, czego doznam- nikt mi nie zabierze.
Bardzo często nasi czytelnicy nawet piszą nam o takich sytuacjach. Albo oboje tak oszczędzają, że odmawiają sobie dosłownie wszystkiego i sami są już tym zmęczeni albo jedno z nich wciąż katuje o każdy grosz, wciąż robi kłótnie o każdy wydany pieniądz. I z tego co piszą to wtedy ta budowa domu wcale ich tak nie cieszy. Stale są sfrustrowani, źli na siebie, wciąż się kłócą. Owszem szybciej wejdą w gotowy budynek ale czy szczęśliwi, zadowoleni? Czy właśnie o takie dojście do celu nam chodzi? O tak wyglądającą drogę do posiadania naszego własnego domu?
O tyle o ile czasem rzeczywiście zdajemy sobie sprawę, że na coś nas nie stać, czegoś musimy sobie odmówić, czegoś nie kupić czy gdzieś nie pojechać najbardziej będę wspominała jedną sytuację, w której próbowaliśmy „zaoszczędzić”. Wróciliśmy właśnie z nad morza. Wyjazd był tak cudowny, tak wspaniały, tyle tam się działo, że nasze dziewczyny wróciły stamtąd w totalnych zachwytach. Kiedy Kinga poszła po wyjeździe do przedszkola okazało się, że następnego dnia mają wycieczkę grupową z okazji Dnia Dziecka. Stwierdziliśmy, że w sumie możemy darować sobie ten wyjazd bo nie dość, że dopiero co wróciliśmy z wakacji to za dwa dni mieliśmy jechać w kolejną podróż. Zgodnie stwierdziliśmy, że te pieniążki lepiej nawet będzie wydać na dziewczynki na naszym wspólnym, rodzinnym wyjeździe. W końcu trzeba jakoś oszczędzać… Kiedy Łukasz odebrał Kingę z przedszkola, wpadła do domu z totalnie przeszklonymi oczkami. „Mamuś ja chcę jechać z całą grupą! Ja nawet mogę nie jechać na ten kolejny wyjazd ale na ten tak bardzo chcę, proszę!” Rozczuliła się totalnie a mi serducho stanęło w gardle. Jak mogłam w ogóle wpaść na taki pomysł. Byłam na siebie wściekła. Przecież to zrozumiałe, że dziecko chce być tam gdzie rówieśnicy, chce przezywać wspólne przygody, chwile. Przecież my nie jesteśmy dla niej wszystkim, ma swoje koleżanki, kolegów, przyjaźnie. Kiedy Łukasz spojrzał na mnie nie musiałam nic mówić. Pomyśleliśmy dokładnie o tym samym. Ubrał z powrotem buty i pobiegł do przedszkola szybko zapłacić na wycieczkę. Swoją drogą potem babcia zafundowała jej ten wyjazd 🙂 Do tej pory nie mogę sobie darować tak głupiej decyzji. Przecież takie pieniądze to nie pieniądze. Da się je odrobić, zarobić, dorobić. I to ta sytuacja stała się pretekstem do wpisu dnia dzisiejszego.