Wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, w której w rozmowie z kimś słyszałam o tym, kim będzie ich dziecko jak dorośnie, jakie liceum wybierze, na jakie studia pójdzie i jaki zawód będzie wykonywać w przyszłości.. Błogie snucie planów i chwalenie się swoimi ambicjami dotyczącymi małego jeszcze człowieka, który bardziej myśli o fajnej zabawie, kolegach, koleżankach i wielkich, szkolnych przygodach…
I nie mam tu nic do marzeń… Jako mała dziewczynka najpierw marzyłam o tym, żeby być piosenkarką, która będzie miała zespół na miarę Spice Girls a potem wielkim marzeniem było zostanie weterynarzem… z miłości do psów i z wielkiej chęci posiadania takiego przyjaciela u boku, co zresztą mogłam spełnić dopiero jako dorosła kobieta 🙂 Piosenkarką nie jestem choć czasem to śpiewanie nawet ładnie mi wychodzi. Weterynarzem też nie zostałam bo w sumie panicznie boję się strasznych widoków krwi, szpitalnych przygód a przy tym jestem „za miętka” emocjonalnie 🙂
Następnym wielkim marzeniem było zostanie psychologiem, co to pracuje z trudną młodzieżą albo w wiezieniu… matko jaką ja miałam kiedyś potrzebę naprawiania świata! Potem poszłam na dzienne studia polonistyczne, które rzuciłam po roku z chęci zarabiania własnych pieniędzy i spełniania swoich marzeń, które mocno odbiegały od wizji zawodu nauczyciela… Nigdy ten pomysł nie podobał się moim rodzicom. Zawsze byłam duszą bardziej artystyczną… malowanie, rysowanie, fotografia… kochałam to! Co ja robiłam na studiach polonistycznych? Przecież zawsze marzyłam o czymś innym, wyjątkowym… bardziej szalonym, spontanicznym, nieprzewidywalnym, ciekawszym…Reklama, marketing.. ah jak żałuję, że nie poszłam w tę stronę… Koniec końców skończyłam pedagogikę choć z tyłu głowy zawsze miałam myśl o pracy nieetatowej, jakiejś takiej innej niż tradycyjna w państwówce, o której mama zawsze mówiła, że jest najlepsza… Latałam z aparatem u boku, robiłam zdjęcia i gapiąc się w niebo wierzyłam, że kiedyś będę pracowała w inny sposób niż większość ludzi na tym świecie… dziś prowadzę bloga… nadal latam z aparatem i mocno pracuję na tę „inność zawodową”.
Wiem, że miało być o szkole a ja piszę tu więcej o studiach czy pracy na etacie ale od szkoły właśnie, od oczekiwań rodziny, znajomych, otoczenia wszystko się własnie zaczyna… Przez te wszystkie lata nauczyłam się bardzo wiele, wyciągnęłam mnóstwo wniosków, nauczyłam się wiele na błędach ale i swoich decyzjach, które nie zawsze były zgodne z tymi, których ode mnie oczekiwano, za to w 100% zgodne z tym, co czułam w danej chwili.
Dziś moja córka zaczyna bardzo ważny etap w swoim życiu. Nauczona swoim doświadczeniem chciałabym wesprzeć ją w tej drodze, powiedzieć jej coś, co kiedyś sama chciałabym usłyszeć bo być może moja droga do marzeń wyglądałaby zupełnie inaczej.
Słuchajcie, śmiać mi się chce jak słyszę hasło typu „Moje dziecko lubi biologię. Bardzo dobrze, bo kiedyś będzie lekarzem”. Nie, wasze dziecko nie zostanie lekarzem ponieważ w trzeciej klasie szkoły podstawowej lubi biologię, wasze dziecko nie zostanie nauczycielem bo teraz jest dobre z polskiego, nie będzie w-fistą bo jest dobre w bieganiu i nie zostanie księdzem bo w pierwszej klasie dostało 6 za pacierz. Predyspozycje i upodobania naszych dzieci zmienią się do czasów liceum czy studiów jeszcze tysiąc razy!
Będę to powtarzała ile wlezie. Moje dziecko nie musi mieć piątek ze wszystkich przedmiotów. Nie musi być ze wszystkiego i we wszystkim dobre. Najważniejsze to skupić się na tym, co się lubi, co się podoba, w czym się odnajduje, co sprawia przyjemność, co zaciekawi, zainteresuje…
Czasami dzieciaki biorą zbyt do siebie otrzymaną ocenę. Wychodzę z założenia, że dziecko otrzymuje taką ocenę, na jaką zasłużyło w danym momencie. To konsekwencja Twojej pracy, Twojego zaangażowania i Twoich chęci.
Nie bój się jedynki, nie boj się tej oceny i nie bój się proszę mi o tym powiedzieć! Pamiętam ten strach każdego przed sytuacją, w której trzeba było powiedzieć rodzicowi, że dostało się pałę! Ocenę zawsze można poprawić! Szczerze? Taka jedyna sporo uczy na przyszłość. Taka jedyna zdarzyć może się każdemu! Świat się nie zawali od jednej złej oceny. Taka jedynka to nasz błąd, nasze potknięcie, nasza mała porażka, nasze doświadczenie, nasza motywacja- pamiętaj o tym!
Dokładnie dwa dni temu, kiedy młoda zapytała mnie o to co sądzę na temat wykonanej przez nią pracy domowej i tego jaką ocenę przewiduję jej za wykonane zadanie, szczerze odpowiedziałam czwórka albo czwórka z plusem. Stanęła i popatrzyła na mnie wielkimi oczami. Jak to? Wszystko natychmiast zmazała mówiąc, że musi dostać 5. Wcale nie musiała. Czwórka to ocena DOBRA, na taką w mojej ocenie zasłużyłaby oddając taka pracę bo faktycznie kilka rzeczy mogła zrobić lepiej. Powiedziałam jej wtedy, że może oddać taką pracę albo rzeczywiście poprawić jeśli uważa, że stać ją na to żeby zrobić to lepiej. Sama zdecydowała o tym, że poprawi zadanie a dziś przyniosła do domu zielone słoneczko oznaczające 5. Mimo wszystko chcę jej powiedzieć, że 3 to ocena dostateczna, 4 dobra, 5 bardzo dobra… różne jej się przytrafią po drodze i żadna z nich nie jest zła. Moje dziecko nie musi mieć samych 5.
Wiecie, że już w trakcie trwania zerówki rodzice potrafią przynieść odrobioną za dziecko pracę domową? Ot, rysunek, który zrobią ładniej niż ich dziecko dzięki czemu dziewczynka czy chłopiec będzie miał wpisaną piękną ocenę w dzienniczku, z której rodzice będą dumni i którą będą mogli pochwalić się przed innymi rodzicami…
Jestem otwarta na pomoc, wsparcie, ukierunkowanie, pokazanie… Mówię stanowcze „nie” odrabianiu lekcji za dziecko. Nawet jeśli moje dziecko ma dostać gorszą ocenę wolę żeby zrobiło dane zadanie, dany rysunek, pracę plastyczną samodzielnie. Na serio, nie przeżyjemy życia za nasze dzieci. Czy Ci rodzice naprawdę myślą, że Pani nie widzi kto odrobił zadaną pracę? Przecież znając dziecko i jego umiejętności, które obserwuje każdego dnia bez wahania odgadnie kto jest tutaj autorem. Mimo wszystko wiem, że praktyka ta jest stosowana w domach coraz częściej, niestety….
Wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi! Nigdy nie uciekliście z lekcji? Nigdy nie zrobiliście sobie wagarów? Jeśli nie to żałujcie! Takie „wybryki” składają się na szkolne wspomnienia! 1 dzień wiosny bez wagarów? Szkoła to wspaniała przygoda, mimo, że mając naście lat postrzegamy ją zupełnie inaczej! Chciałabym aby moja córka wiedziała, że rozpoczyna się przed nią droga niesamowitych wrażeń, praktycznej nauki ale i szalonych akcji w gronie swoich rówieśników.
Wiem, że zdarza się, że dzieciaki trafiają na wypalone zawodowo osoby ale mocno wierzę, że są wśród nas tacy, którzy żyją tą pracą i wkładają całe serce w każdy dzień pracy z naszym dzieckiem. Nauczyciele są różni. Jedni prowadzą zajęcia przepełnione wiedzą a przy tym mają fantastyczny kontakt z dziećmi czy młodzieżą, potrafią do nich trafić i w odpowiedni sposób przekazać wiedzę, inny będą dla naszych dzieci nudni… Sama miałam różnych nauczycieli… Mimo wszystko to, co dzieje się w obecnych czasach, to jak uczniowie odzywają się do nauczycieli, to jak nagrywają na swoje telefony różne chore akcje z lekcji a potem puszczają je do internetu, to jak się z nich wyśmiewają, drwią, straszą to dla mnie… tragedia! Mało tego, obecnie ogrom rodziców uważa, że ich dzieci są święte! Wieczne pretensje do nauczycieli i przyczepienie się dosłownie o wszystko to teraz standard. Najgorzej jeśli taki rodzic nie jest w stanie wymagać od siebie a wymaga od kogoś- to dla mnie totalne dno!