Do niedawna fora dyskusyjne czy codziennie powstające nowe grupy na fejsie kojarzyły mi się bardzo kiepsko. Pierwsze skojarzenia z takimi miejscami to skojarzenie z ludźmi, którzy szukają natychmiastowego rozwiązania swoich największych problemów życiowych w internecie, mamy chcące wyleczyć swoje dzieci lub zdiagnozować chorobę swojego dziecka na podstawie wysłanego zdjęcia krostek dziecka lub osobami, które poszukają porad sercowych z nadzieją, że akurat tym razem znajdą sposób na powstanie eliksiru miłości.
Jakiś czas temu postanowiłam jednak dołączyć do wielu takich miejsc. Jak wiecie albo i nie, kiedyś bardzo chciałam zostać psychologiem. Marzyłam o pracy z trudną młodzieżą, o wysłuchiwaniu ludzkich problemów i pomaganiu takim ludziom w jakimkolwiek stopniu. Uwielbiam długie rozmowy z ludźmi, lubię poznawać ich historie. Z tego też względu stałam się jedną z użytkowniczek tego typu miejsc. Jakby nie patrzeć blog takim miejscem tez czasami bywa.
Chciałam poprzyglądać się poruszanym tam tematom, zobaczyć z czym ludzie najczęściej się borykają, o co najczęściej pytają, z czym mają największe problemy albo na co narzekają najczęściej. Takie bowiem tematy są dla mnie ogromną inspiracją…
Tym sposobem, pewnego wieczora siedząc przy komputerze i skrolując powoli fejsa natrafiłam na wpis pewnej mamy. Wpis powstał dosłownie minutę przed tym jak do niego dotarłam a odpowiedzi na niego było już… kilkanaście. Wtedy też zrozumiałam, że takie miejsca są mimo wszystko baaardzo potrzebne. Że pomimo swoich minusów mają cały ogrom zalet…
Owa mama napisała tylko parę zdań a mimo to robiły one wrażenie. Odzew na tego posta również. Mama żaliła się, że nie ma zupełnie z kim porozmawiać. Nie ma oparcia ani w rodzinie ani swoim mężu. Mało tego mąż bardzo mocno zaniedbywał zarówno ją, dzieci jak i wszelkie obowiązki domowe. I to nie o to jeszcze mi chodzi. Bo kwestia tego jak jest traktowana i jak im się układa w związku to rzecz kolejna. Ta kobieta zwyczajnie błagała o to, żeby ktoś z nią pogadał. Prosiła o kilka słów wsparcia, o choćby najmniejsze zrozumienie… Zależało jej żeby po prostu się komuś wygadać. To przykre.
I tak, ma dzieci. Ma męża. A mimo tego tak bardzo jest z tym wszystkim sama. I w takich momentach dociera do mnie, że takie miejsca mają sens. Bo to nie jest tak, że rozmowa z nieznajomą osobą zmieni jej życie jak za cudownym dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie jest tak, że ona zrozumie tak wiele, że od jutra jej życie diametralnie się zmieni. Taka jedna rozmowa nie zmieni jej męża i ich relacji. Ale…
…pomoże jej samej. Sprawi, że będzie miała świadomość, że jednak ktoś chce jej wysłuchać. Że ma komu się zwierzyć, kogo poradzić, komu zwyczajnie pomarudzić…. To niby tak niewiele a jednak znaczy tak dużo. Kiedy dziewczyna ta w końcu napisała, że nikt nie musi jej odpisywać bo wystarczy jej, że mogła o tym „opowiedzieć”, wyrzucić to z siebie to tak bardzo zrobiło mi się jej żal. ŻAL… poczułam jak dreszcze przechodzą przez całe moje ciało. Jej samotność tak bardzo przerażała.
Przeczytałam jej kilka zdań wielokrotnie. Po jakimś czasie dopiero zobaczyłam lawinę spływających pod tym wyznaniem komentarzy. Ten moment wcale nie był przyjemniejszy… A wiesz dlaczego?
Bo w pojawiających się co kilka sekund odpowiedziach nie zobaczyłam entuzjastycznych, pocieszających, wspierających komentarzy. Nie ujrzałam zdziwienia… wiesz co czytałam??
Dziesiątki podobnych historii. Dziesiątki takich samych wyznań. Takich samych odczuć. Takiego samego żalu. Tą samą samotność. Tylko jej kształt przybierał z minuty na minutę na wielkości…
Kiedyś pisałam już o tym. Pisałam jak ważna w życiu człowieka powinna być rozmowa z drugą osobą. Jak wiele problemów moglibyśmy uniknąć bo mielibyśmy z kim o nich porozmawiać. O ile łatwiejsza byłaby codzienność kiedy ktoś, kto żyje z nami pod jednym dachem rozumiałby nasze potrzeby, nasze problemy, nasze odczucia. Jak milej spędzałoby się nam każdą, najkrótszą choćby chwilę…
Jak wiele znaczyłoby dla nas wtedy wspólne spędzanie czasu. Jak ważny stawałby się moment, w którym patrzymy sobie głęboko w oczy. Jaką wartość miałyby dla nas wtedy wypowiadane przez nas słowa… O ile bogatsza byłaby nasza relacja gdybyśmy wiedzieli, że zawsze mamy kogoś kto nas wysłucha. O ile głębsze uczucie, kiedy mielibyśmy świadomość bycia dla kogoś kimś ważnym. Zawsze. Każdego dnia.
O ile piękniejsze byłoby WSPÓLNE ŻYCIE! Bycie razem, ze sobą… Nie obok siebie. Dlaczego tak szybko zapinamy o tym jak zależało nam na sobie na samym początku? Dlaczego tak szybko zapinamy o wszystkich zaletach, wartościach, cechach, dzięki którym pokochaliśmy drugiego człowieka? Dlaczego tak szybko zapominamy słowa przysięgi małżeńskiej? Dlaczego tak szybko rzucamy wszelkie obietnice złożonej drugiej osobie?