08/09/2016

Ewa

ZWIERZAK W DOMU- CZYLI DUŻY PIES KONTRA MAŁE DZIECI.

ZWIERZAK W DOMU- CZYLI DUŻY PIES KONTRA MAŁE DZIECI.

Dziś trochę w temacie zwierząt. Wiele razy wspominałam wam coś o naszym psie, owczarku niemieckim-Nestorze. Powiem szczerze, że miałam nawet kilka maili z zapytaniem jak wygląda życie tak dużego psa z naszymi małymi dziewczynkami.  W dzisiejszym wpisie opowiem wam więc jak wygląda rzeczywistość z takim pupilem, odpowiem na pytanie czy nie żałujemy i jakie konsekwencje czekają nas was kiedy zdecydujecie się na zwierzaka w domu.

Nie pamiętam swojego większego marzenia niż to, żeby mieć psa. Codzienny płacz, błagania, prośby, obietnice, postanowienia, zbieranie grosików do puszki na wymarzonego owczarka nic nie dało. I o ile mama po tym wszystkim pewnie uległaby moim prośbom o tyle tata był nieustępliwy. I nie chodzi o to, że nie chciał. Jego zdaniem blok to nie miejsce dla psa. Po pierwsze uważał, że pies wyłącznie by się w nim męczył po drugie twierdził, że wszelkie obowiązki z nim związane i tak spadłyby w końcu na niego. Nie pomogły nawet pisane przeze mnie listy, w  których wypominałam rodzicom, że gdyby marzyli o moim szczęściu pozwoliliby na spełnienie mojego marzenia. Wiecie, że mama do tej pory trzyma te listy? Zawsze kiedy do nich wracamy, mamy w oczach łzy, obie. Nie byłam zwyczajną nastolatką, dla której posiadanie psa było zwykłym kaprysem.  To ciągnęło się latami. Wtedy też obiecałam sobie, że kiedy dorosnę będę miała psa a nawet dwa…

Późne popołudnie. Dzień jak co dzień. Mąż już dawno powinien być w domu po pracy. Leżymy z Kingą na rozłożonej na podłodze kołdrze, oglądamy „Na Wspólnej” i myślimy gdzie podziewa się tata. Po jakimś czasie dzwonimy. Nie odbiera. Kiedy dodzwoniłam się powiedział coś w stylu „ niedługo będę, później ci opowiem, nie mogę teraz rozmawiać”. Okej. Czekamy. To trwało jakoś za długo. Gdzie on się podziewa, musiało się coś stać, pomyślałam. Powoli zaczęłam się stresować.

Po jakiś dwóch godzinach od normalnej pory jego codziennych powrotów, wchodzi. Ja już oburzona, nie odwracam nawet głowy, twardo gapię się w telewizor. Kinga schowała się pod kołdrę i udaje, że jej nie widać, choć nogi wystają na zewnątrz i to sporo. Nie ważne. Po chwili słyszę „Ewa… mam coś dla Ciebie”. No dobra, w takim razie łaskawie się odwrócę. Patrzę a tam mała, puchata kulka. MÓJ WYMARZONY OWCZAREK NIEMIECKI, który wtedy bardziej przypominał pluszowego misia. Łukasz dodał tylko „SPEŁNIAM TWOJE NAJWIĘKSZE MARZENIE”. W tym samym czasie kiedy ja oszołomiona stoję w miejscu i gapię się na niego on patrzy na mnie po czym widzę, że coś mokrego leci na naszą kołdrę, na której się wylegiwałyśmy. On się po prostu zsikał, tak normalnie, na naszą kołdrę- do tej pory twierdzimy, że z tego szoku i stresu. Biegiem po ścierę, zdejmujemy poszewki… ja miętoszę go, oglądam z każdej strony i nie wierzę! To mój pies, mój, serio MÓJ! Kinga była w totalnym oszołomieniu. Szybki telefon do mamy. Grubo po 22. Mamo, szybko zejdź do nas! (rodzice mieszkają 3 piętra wyżej). Boże, co się stało?? Puka do drzwi, patrzy, kręci głową ale w jej oczach widzę coś dziwnego, takiego fajnego, bo tylko ona wiedziała jak bardzo o nim marzyłam. Poszła z uśmiechem na twarzy dodając tylko, że zwariowaliśmy 🙂

Tak się zaczęła nasza wspólna przygoda. W nocy wstawał, kręcił się, piszczał- ja twierdziłam, że tęskni za mamą. Kinga była zachwycona. Z rana od razu wybrałyśmy się na spacer a nasza kulka toczyła się śmiesznie za nami. Miliony zdjęć, połowę wysyłamy do rodziny…  Pierwsze zakupy… miska, jedzonko, jakieś gryzaki, maty, smycz nawet dla Kini. Cieszyłam się jak dziecko, serio.

Potem pamiętam już bardziej sikanie, sikanie, sikanie 🙂 Myśleliśmy, że nigdy nie nauczy się robić na dworze. Były chwile zwątpienia, chwile kiedy krzyczeliśmy, załamywaliśmy ręce a i ścierek czy mopów brakowało. Ale potem wystarczyła jego zabawna mina, niesforne zachowanie, wtulenie się i złość mijała. Kinga świetnie się nim opiekowała. Wszędzie chodzili razem.

Potem zaszłam w ciążę. I tu chyba przeżywaliśmy największy kryzys. Bo o ile na początku wyjście z Nestorem nie sprawiało mi problemów o tyle na samej końcówce było już gorzej. Kinga  w jedną stronę, on w drugą. On już ogromny, mający dużą siłę, potrafił mocno pociągnąć. Nie był już potulnym Misiakiem. Mąż całymi dniami w pracy, ja w ciąży z Kingą na boku.. zdecydowanie brakowało mu dyscypliny.

Kiedy kupiliśmy działkę a termin porodu zbliżał się już wielkimi krokami postanowiliśmy, że na pierwsze miesiące po porodzie urządzimy Nestorowi kąt na działce. Bałam się, że on taki niezdarny, nieuważny zrobi po prostu małej krzywdę. Od miejsca, w którym mieszkamy do naszej działki mamy 10 minut piechotką więc było to dla nas ogromne udogodnienie. Łukasz od rana do nocy w robocie, ja z dwójką dzieci, zaraz po porodzie… wychodzenie jeszcze w psem na spacer wydawało nam się wtedy nie do przejścia. Działka nas uratowała. Nie wiem co byśmy wtedy bez niej zrobili. Na pewno musiałabym angażować kogoś z rodziny, choć i tak nie powiem bo siostra czy Tata, tak tata ! wychodzili z nim baaaardzo często. Wtedy kiedy tylko mogliśmy przywoziliśmy go do mieszkania. Tęskniło nam się za nim mimo, że widzieliśmy się codziennie. Pierwszy spacer Weroniki tez odbył się do Nestora na działkę J Po krótkim czasie stwierdziliśmy, że trzeba go zabierać co raz częściej do domu, tak aby oswoił się z Weroniką, tak aby dziewczynki nauczyły się żyć z nim a on z nimi. Opcja z działką trwa do dziś. Nestor kiedy wsiada  w samochód już wie gdzie jedzie. Nie może się doczekać. Tam ma przestrzeń, tam się wybiega, wyszaleje. Potem zmęczony nie szaleje już tak bardzo w domu, choć Kinga potrafi go rozkokosić i to niemiłosiernie. Ich wygłupom nie ma końca. Weronika o ile na początku bała się go mocno, teraz sama zaczepia, łapie za sierść, ucho czy nos. Czy nie boję się? Jasne, zawsze. Uważam, że pies to tylko zwierzę, którego zachowania nikt nie jest w stanie przewidzieć. Czasami nawet niechcący może zrobić małym krzywdę. A bo to złapie zębami, udrapie pazurem albo  w leci w nie, bo tak też potrafi… Natomiast jak widzę ich relacje, to jak się bawią, jak szaleją, przytulają to nie mogę się napatrzeć.

Cieszę się, że mają psa, o którym ja w dzieciństwie mogłam tylko pomarzyć. Cieszę się, że razem się wychowują, że mogą na siebie liczyć. Nestor broni dziewczynek rewelacyjnie. One kochają miłością bezwzględną. Pies to obowiązki. To ślina, wszechobecna sierść!, wychodzenie, sprzątanie, leczenie, szczepienia… Z psem nie pojedziecie wszędzie, nie pójdziecie w każde miejsce. Zawsze musicie o nim myśleć. No i kolejna bardzo istotna kwestia- pies zdecydowanie potrzebuje przestrzeni. Szczególnie jeśli mamy na myśli tak duże psy jak nasz. Jak widzę jego radość kiedy wpada na działkę i robi 20 kółek dookoła ze szczęścia sama uśmiecham się do siebie. Teraz wiem, że nie mając tej przestrzeni ciężko byłoby mu to wszystko zapewnić dlatego takie rozwiązanie wydaje nam się idealne. Nestor to członek naszej rodziny ale nigdy nie traktujemy go na równi, najpierw my, dzieci, potem on. Pies musi znać miejsce w szeregu, pamiętajcie. Pies potrzebuje naszego czasu, naszej uwagi, naszych nakazów i zakazów. Potrzebuje też bliskości i zrozumienia. Wychowanie go nie należy na pewno do najłatwiejszych rzeczy. Nie zapominajmy o tym.

Ale teraz kiedy piszę tego posta, dziewczynki powoli sobie zasypiają a Nestor chrapie już tuż obok nich myślę sobie i mówię to głośno:

Nie żałuję! Nigdy nie cofnęłabym tej chwili kiedy Łukasz wpadł na taki pomysł. Nie spodziewałam się tego, nie planowałam wtedy. Spełniło się moje największe marzenie z dzieciństwa…To najlepszy przyjaciel naszej rodziny. I wiecie co? Na tego drugiego też przyjdzie czas 🙂 Ja wam to mówię 🙂

dsc_1051

dsc_0194

dsc_0214

dsc_0211  dsc_0179

dsc_0115

dsc_0134

dsc_0155

 

dsc_0091-001

dsc_0076-001

dsc_0068-001

dsc_0065-001

dsc_0062-001

dsc_0032-001

dsc_0004

dsc_0011

nestor owczarek niemiecki pies pies i dzieci pies w domu zwierzak w domu

Zobacz również

O nas

Witaj na najpopularniejszym blogu rodzinnym na Lubelszczyźnie.
Nasz blog to lifestylowy blog rodziny wielodzietnej, która pewnego dnia postanowiła spełnić swoje marzenia a to miejsce ma być początkiem tej niesamowitej historii...
Witaj na blogu Ewy, Łukasza, Kingi, Weroniki i Dominiki - rodziny, która dzięki temu miejscu odkryła wspólne pasje i zainteresowania.